cze 26 2010
„Urodzony manager albo showman”
Trafiłem niedawno na Pana blog www.aphossa.pl i już na początku spodobał mi się post o tym jak Pan analizuje spółki, w które warto zainwestować. Jestem obecnie początkującym inwestorem. Moja przygoda z giełdą ogranicza się do zainwestowanych w zeszłym roku kilkunastu tysięcy złotych w akcje firmy, w której pracuje (firma zagraniczna, notowana na giełdzie w Oslo). Nie miałem wtedy żadnej wiedzy na temat inwestowania, ale zniżka 20% dla pracowników okazała się dobrą okazją. Akcje sprzedałem niedawno z około 105% zyskiem. Nie chcę jednak, aby moje przyszłe inwestycje były oparte na podobnych decyzjach zależnych od szczęścia i przeczucia, że okazja jest dobra. Jak wspomniałem powyżej, Pana post jest bardzo sensowny, ale jako nowicjusz nie wiem jeszcze jak opisane w nim informacje (o historii spółki, zestawienia finansowe, informacje o ludziach zarządzających, itp.) zdobywać. Może ma Pan jakieś własne metody lub źródła, które mogą być pomocne w ocenie firm? Jestem młodym człowiekiem, świeżo po studiach i rozumiem, że gra na giełdzie to duże ryzyko, dlatego chciałbym zrobić wszystko, aby nie mieć sobie w przyszłości nic do zarzucenia, gdybym poniósł jakieś straty.
W tym wspomnianym poście przeanalizowałem spółki pod względem fundamentalnym, która to forma nie cieszy się tak dużą popularnością jak analiza techniczna. Ja jednak uznaję ją za nieodzowną, aby w miarę bezpiecznie inwestować.
Czytelnik natomiast ma wątpliwości, czy czasem ta pierwsza zyskowna transakcja w akcje nie jest przysłowiowym szczęściem głupca? Moim zdaniem: tak i nie.
Po pierwsze kupno obojętnie jakiego towaru z dyskontem do cen obowiązujących na rynku to zachowanie jak najbardziej pożądane. Ja zawsze staram się w dowolnie jakiej inwestycji mieć jakiś bonus lub przewagę na starcie. To jest moja „poduszka powietrzna” w razie pomyłki. Przeczucie jest także bardzo pożądaną cechą w tego typu spekulacjach. Tyko na czym ono było oparte? Jeżeli to przeczucie było oparte na obserwacjach zachowań firmy od wewnątrz (np. wzrastająca ilość klientów, powstające nowe oddziały firmy, atmosfera sukcesu, itp.), to już nie jest zwykły nos, ale informacja fundamentalna! Ostatni czynnik to szczęście, które także jest nieodzowne w tego typu inwestowaniu, które trzeba mieć i pielęgnować. Brak wiedzy na temat historii firmy, produktów, ludzi zarządzających i finansów jest oczywiście bardzo dużym mankamentem. W tym wypadku autor tego e-maila miał bardzo ułatwione zadanie, wystarczyło popytać ludzi w firmie i poczytać obowiązkowe raporty giełdowe. Prawdopodobnie czytelnikowi musiał coś niecoś tam przypadkowo usłyszeć i jakąś cząstkową wiedzę zapewne miał. Jeżeli jednak inwestuję się z zewnątrz to dużo informacji można uzyskać w internecie, w sądzie (KRS), w prasie lub poprzez zwykłe telefony i wywiad środowiskowy.
Co najpierw analizować w interesującej nas spółce?
Ja zaczynam od ludzi. Ludzie bowiem tworzą wielkość firmy i zarazem ją mogą szybko pogrzebać. Wpierw ustalam kto jest „capo di tutti capi” (szef szefów) takiej spółki, który pociąga za sznurki. Może nim być przykładowo prezes, albo główny akcjonariusz. Potem z reguły przechodzę do życiorysu (CV) i dotychczasowych osiągnięć zawodowych. Szukam tam z reguły konsekwencji w budowaniu swojej kariery i specjalizacji oraz wpadek. Dalej należy poczytać różne wypowiedzi na temat planów-obietnic, czy zostały one wykonane lub dotrzymane. Ważny jest także prosty język wypowiedzi zrozumiały dla każdego akcjonariusza. Jeżeli nie rozumiemy języka takiej osoby i nie możemy łatwo dowiedzieć się jak firma zarabia pieniądze, to lepiej taką firmę omijać szerokim łukiem – patrz wpis o arogancji władzy. Z tych wypowiedzi można dowiedzieć się także o osobowości takiego szefa. Czy jest agresywnym showmanem obiecującym gruszki na wierzbie, czy też ciężko-pracującym menedżerem i przywódcą znającym od podszewki swoją branżę?
Takie podejście do ludzi to nic innego jak strategia Warrena Buffeta. Niedawno jego fundusz – Berkshire Hathaway – zarobił na niedawnej piłkarskiej klęsce Francji. Nie myślę żeby to był czysty hazard, ale przemyślany zakład. Sam pogrzebałem w necie i sprawdziłem pobieżnie życiorys i dokonania francuskiego trenera Raymonda Domenech’a. Jego publiczne oświadczyny (na pocieszenie dla kibiców) do Estelle Denis tuż po przegranym meczu z Włochami na mistrzostwach Europy w 2008 wprawiły Francuzów w osłupienie. Także częste konflikty z zawodnikami związane między innymi z brakiem zaufania do piłkarzy ze znaku skorpiona i lwa dają dużo do myślenia!!! Już na podstawie tych faktów można było przepowiadać klęskę drużyny trójkolorowych (Les Bleus) w RPA.
Reasumując cała ta analiza ludzi przypomina trochę szukanie gospodarnej żony, a nie lubiącej blichtr kochanki! Gdy ten test wypada zachęcająco, to czas przejść do innych elementów układanki. O tym jednak już innym razem…
Moim skromnym zdaniem przeglądanie i czytanie CV prezesów spółek kompletnie niema sensu i mija się z celem. Giełda rządzi się swoimi prawami i na pewno życiorys prezesa niema najmniejszego wpływu na wartość notowanych akcji.
Jeżeli tak, to najlepsze spółki powinny się same zarządzać, rozwijać i generować zyski beż żadnego udziału człowieka i jego umiejętności;-)