mar 21 2016
Ziemia, przekleństwo albo dobrodziejstwo!?
W Polsce bycie rolnikiem albo posiadaczem gruntów zawsze było sprawą polityczną. Sukces lub klęska zależała od tego, po której stronie się znaleźliśmy oraz czy wiał przychylny wiatr z góry dla przeciętnego Kowalskiego. Zresztą sama nazwa kraju wywodzi się prawdopodobnie od „pola”, więc sprawy własności ziemskiej często nabierają znaczenia w kluczowych momentach historii naszego kraju. Tak było z powstaniem styczniowym w 1863 r., po którym car uwłaszczył chłopów i tak też się stało po drugiej wojnie światowej, gdzie odebrano i rozparcelowano wielkie majątki ziemskie na rzecz małorolnych i bezrolnych chłopów a część przejęło państwo. Natomiast obecnie przygotowywana jest ustawa, która mocno ograniczy władztwo (w tym obrót) nad posiadaną ziemią i utrudni potencjalnym nowym śmiałkom gospodarowanie na wsi.
Cóż historia lubi się powtarzać, więc przeanalizujmy ostatnie około 100 lat, może uda się wyciągnąć jakieś pozytywne wnioski i prawidłowości. Tą polityczną prawidłowość już pokazałam. Zauważyłem także, że takie istotne zmiany w tej dziedzinie okazują się cyklicznie – w przybliżeniu co 12 lat.
Zacznijmy od dekretu PKWN z 1944 r., który dokonał konfiskaty i parcelacji wielkich majątków ziemskich a w 1950 r. majątków kościelnych. Tak nawiasem mówiąc jest to takie ostre wydanie nieudanej reformy rolnej z 1919 i 1925 r. Potem zabrano się do kolektywizacji rolnictwa (tworzenia państwowych spółdzielni rolniczych – PGR) a na indywidualnych rolników nałożono kontyngenty. Represjonowano około miliona chłopów, którzy nie chcieli wstąpić do zakładanych spółdzielni i prześladowano kułaków (bogatych chłopów). W ten sposób powstał wtedy tzw. chłoporobotnik, który nie mógł się utrzymać z roli (często posiadał grunt jako tzw. posiadacz samoistny), więc musiał pracować w przemyśle.
W 1956 (czyli po 12 latach) nastąpiła odwilż gomułkowska i władze partii komunistycznej zrezygnowały z forsownej kolektywizacji rolnictwa i ulżono rolnikom indywidualnym. Następne próby reformy rolnictwa zaczęły się w 1968 r., wtedy wyszła m.in. ustawa, która umożliwiała przekazanie gospodarstwa na rzecz państwa w zamian za rentę. W ten sposób moi przodkowie przekazali tą wówczas bezwartościową ziemię na państwo, a tą rentą cieszyli się tylko kilka miesięcy! Trzy lata później wyszły też przepisy o możliwości regulowania własności rolnej, kiedy wreszcie można było uzyskać akt własności ziemi!
Tym sposobem dochodzimy do lat osiemdziesiątych, wtedy rolnictwo było takim małym ukrytym skarbem, ponieważ półki sklepowe wiały pustką a w kraju panował kryzys gospodarczy. Ceny żywności zaczęły galopem drożeć, co doprowadziło do wprowadzenia reglamentacji na żywność (kartki żywnościowe). Władze zaczęły reformować tzw. PGR-y, lecz na wiele to się nie zdało.
I znów po około 12 lat sytuacja w naszym kraju się zmienia. Upada socjalizm a rodzi się kapitalizm. W końcu 1991 roku powstaje Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa (dzisiejsza Agencja Nieruchomości Rolnej), która przejęła zasoby państwowych gruntów tzw. PGR-ów i zaczęła je dzierżawić lub sprzedawać. Powstał wtedy rynek rolny a ziemia zaczęła zyskiwać na wartości. Oczywiście był to początek wzrostów gruntów rolnych prawdziwa hossa i spekulacja zaczęła się w 2003 roku wraz z wejściem do Unii Europejskiej i uzyskanymi dopłatami do rolnictwa – patrz wykres niżej.
Wykres przedstawia średnie ceny gruntów rolnych uzyskiwane przez Agencję Nieruchomości Rolnych (ANR) do 2014 roku, natomiast w 2015 roku średnia cena wyniosła 29546 zł za 1 hektar gruntów rolnych.
Czy to już koniec hossy?
Wszystko zależy od ostatecznego kształtu przyszłej ustawy o ograniczeniu obrotu prywatną ziemią rolną. Dużo rozwiązań jest wzorowane na ustawodawstwie francuskim. Tam cena ziemi jest tańsza o około 40 %. Natomiast na Węgrzech, gdzie obowiązują podobne ograniczenia ziemia jest przynajmniej dwukrotnie tańsza niż w Polsce. Ta sytuacja przełoży się także na rynek kredytowy, gdzie bank może żądać dodatkowych zabezpieczeń. Sprzedać ziemię będzie trudno (niewielki krąg potencjalnych kupców ograniczony do najbliższej okolicy) i ANR będzie trzymać prawie wszystkie sznurki w swoim ręku, łącznie z prawem pierwokupu.
Wydaje się, że wahadło wychyla się w drugą stronę. Znów posiadanie ziemi na prawie nieograniczoną własność przejdzie do historii a ceny poszybują prawdopodobnie w dół i będą zależne od widzimisię urzędnika. Możliwe, że skorzysta niewielka grupa majętnych rolników (stworzy się quasi-monopol) kosztem reszty. Czyżby ustawodawcy o to chodziło!?
Przeczytaj podobne artykuły:
Ziemie kiedyś można było tanio kupić a teraz dobrze sprzedać, ale kto to wiedział
Ziemia cały czas jest w cenie i na moje nadal to dobrodzejstwo ludzie na prawdę dorobili się sporo na sprzedaży swoich ziemi które posiadali. Ja także uważam że to dobra inwestycja jeśli chodzi o zabezpieczenie swoich środków pieniężnych bo jednak warto w coś te pieniądze zainwestować żęby pracowały a nie leżały bezczynnie na koncie.