mar 27 2009
Zadłużony czy zadżumiony?
Wszyscy ostatnio trąbią wkoło jak to trudno będzie dla całej gospodarki, ponieważ banki ograniczają dostępność kredytów. Jeszcze większe jest oburzenie, gdy banki nie przedłużają ryzykownych umów kredytowych i kredytobiorcy muszą spłacić zaciągnięty dług. Nawet Komisja Nadzoru Bankowego upomina te banki ku memu zdziwieniu?! Dla mnie to postępowanie jest bardzo racjonalne i na miejscu banków robiłbym dokładnie tak samo. Nie jestem jednak bankowcem, ale stoję po drugiej stronie barykady, jako przedsiębiorca. W moim przypadku było całkiem inaczej, to ja wypowiedziałem niedawno bankowi umowę kredytową w rachunku bieżącym.
Notabene bank zaproponował mi tą umowę rok wcześniej po cenach promocyjnych. W tym roku zaproponował przedłużenie tej umowy, ale pod warunkiem zapłacenia odpowiedniej prowizji a dodatkowo zażyczył sobie przepuszczania 50 % obrotów firmy przez to konto. Tą wspaniałą propozycję odrzuciłem bez żalu, jak już wcześniej napisałem. Tak na marginesie ani razu nie skorzystałem z tej linii kredytowej, ponieważ nie musiałem. Ja wyznaję zasadę, że przedsiębiorstwo musi tak dobrze obracać kapitałem o obrotowym, aby nie musiało nigdy błagać o pieniądze bankierów. W każdym razie wystrzegam się złych długów (w odróżnieniu do dobrych długów, na których zarabiam), jak diabeł święconej wody. Dla mnie biznes, który musi się posiłkować bez przerwy kredytem bankowym, to biznes źle zarządzany z pasożytem bankowym na plecach.
Co jednak zrobić, gdy zajdzie potrzeba zgromadzenia odpowiedniej ilości gotówki?
Ja proponuję spojrzeć najpierw na stronę pasywów w swoim bilansie. Ta strona bilansu składa się w dużym uproszczeniu z kapitału własnego i zobowiązań. Dlatego ja w pierwszej kolejności próbowałbym zaangażować własne pieniądze, aby podnieść kapitał. W drugiej kolejności poszukałbym dodatkowego wspólnika (w spółce akcyjnej to byłby dodatkowy akcjonariusz), aby zasilić kapitał. Gdyby się te sposoby wyczerpały próbowałbym zaciągnąć zobowiązania. Tutaj jednak najprzód skierowałbym swoje kroki do swojego dostawcy, aby udzielił mi kredytu kupieckiego lub prosiłbym odbiorców o przedpłaty. Gdyby i te sposoby zawiodły, spróbowałby jeszcze innych metod a dopiero na końcu sięgnąłbym po bankowe pieniądze. Ten rodzaj długu jest moim zdaniem najgorszy i może się przyczynić do upadku każdego przedsięwzięcia. Znam wiele przypadków, gdy przedsiębiorca pobrał gigantyczne kredyty na rozwojowe projekty inwestycyjne. Kiedy inwestycja zmierzała ku pozytywnemu końcowi, bank wypowiadał kredyt, następnie przedsiębiorca bankrutował a niedokończona inwestycja została przejęta za bezcen przez bank. W łagodniejszej wersji przedsiębiorca w końcu dogaduje się z bankiem, ale z reguły jest już po uszy zadłużony (odsetki karne ciągle były naliczane!), że musi całe lata spłacać ten dług. Właściciel firmy staje się po prostu ardzo wydajnym niewolnikiem banku. Tutaj podałem przykład, jak można zgodnie z prawem wyhodować dług, który może zostać nigdy niespłacony z powodu jego wysokości!!!
W szkołach biznesowych szkoli się przyszłych biznesmenów, gdy masz wspaniały pomysł biznesowy, to udaj się po pieniądze do banku. Ja uważam tą ideę za nonsens. Na pewno zdarzają się szczęśliwe zakończenia, ale są to wyjątki od reguły. Ostatnio jednak w naszej rzeczywistości wracamy do korzeni kapitalizmu. Ta nazwa tego systemu mówi, że trzeba mieć kapitał a nie długi. „Długalizm” niestety bankrutuje na naszych oczach. Na rynku coraz więcej jest transakcji, które są przeprowadzane za pomocą własnej gotówki a nie wirtualnych niespłaconych długów. Widoczne to jest szczególnie w transakcjach gospodarczych między firmami jak i na rynku nieruchomości albo akcji. Dlatego im więcej realnych pieniędzy w obrocie gospodarczym, tym lepiej dla nas wszystkich.
Co jednak zrobić, gdy bank wypowiada nam kredyt?
Kiedy już jesteśmy dłużnikiem banku to należy mieć świadomość, że to bank rozdaje karty. Teoretycznie bank może w każdej chwili wypowiedzieć każdą umowę kredytową. Kto nie wierzy, niech sobie poczyta te majstersztyki prawnicze. Zatem gdy do takiej sytuacji dojdzie, należałoby mieć przygotowany plan awaryjny, jak spłacić ten dług. Szkoda, że tylko nieliczni go rzeczywiście posiadają? W przeciwnym razie czeka nas po prostu żmudna walka w sądach albo bankructwo. W tych smutnych okolicznościach, znowu popłaca moja zasada, że każdy dług (nawet niematerialny) trzeba zawsze szybko spłacić. Przeciętni ludzie, są wtedy zwykle zaszokowani, że całe to bogactwo było na kredyt. Kiedy gdzieś usłyszę, że jakiś koleś musi być dziany, bo kupił sobie luksusową furę. Ja odpowiadam, że pozory mogą być złudne, bo nie znam źródła finansowania tego majątku. Czy tym źródłem finansowania jest kapitał własny czy zobowiązanie-dług?
Przeczytaj podobne artykuły: