sty 02 2009
Supermarket fobia
Właśnie się skończyły święta i nowy rok a już jesteśmy atakowani poświątecznymi wyprzedażami. Niedawno przecież byliśmy kuszeni promocjami przedświątecznymi. I tak w koło, ciągle jakaś okazja do opróżnienia kieszeni. Już nie długo będziemy nagabywani na kupno prezentu na Walentynki. Cała branża handlowa wmawia nam, że bez prezentów święta nie istnieją. Podobno obchodzenie świąt Bożego Narodzenia w USA było świętem zanikającym a dzięki reklamom sieci handlowych stało się znów najważniejszym wydarzeniem roku. Nie zdziwię się wcale, jak w dniu Święta Zmarłych będziemy sobie w niedalekiej przyszłości wręczali prezenty. Komercjalizacja świąt idzie pełną parą. Także biznes przejął niektóre święta na swój użytek. W polskich firmach odbywają się z reguły co roku spotkania wigilijne i wielkanocne. Wychodzi na to, że wszyscy Polacy to jedna kochająca się rodzina!!! Chcąc być dobrze zrozumianym, nie jestem przeciwko świętom ani prezentom, ale przeciwko wymuszaniu niepotrzebnych zakupów.
Chyba jestem jakiś dziwakiem i nie pasuję do ogółu, bo nie jestem przeciętnym zakupoholikiem. Generalnie trzeba mnie zmuszać abym pojechał do supermarketu. Oczywiście, gdy już robię zakupy w supermarkecie, to z reguły mam przygotowaną gotową listę zakupów. Po każdych dużych zakupach sprawdzam dokładnie rachunek i ceny. Wiadomo, że pomyłki są zwykle na moją niekorzyść. W obecnych czasach nie robię żadnych zbędnych zapasów, nawet gdy cena jest okazyjna. Bardzo rzadko ulegam impulsowi albo nachalnej reklamie. Płacę gotówką albo kartą kredytową z darmowym kredytem. Zakupy robione kartą są automatycznie w 100% spłacane w dniu wymagalności. Nie zdarzyło mi się w ostatniej dekadzie, że kupiłem coś do konsumpcji na kredyt i buliłem za to odsetki do banku. Taka kalkulacja po prostu nie mieści mi się w głowie i jest za kosztowna. Oczywiście korzystam z linii kredytowych, ale tylko do celów inwestycyjnych. Gdy zajdzie potrzeba to chętnie się zadłużę pod jednym warunkiem, że mój wysoce prawdopodobny zysk przekroczy odsetki należne bankowi. Jeśli chodzi o kupno rzeczy (ubrania, samochód, telefon, sprzęt RTV i AGD), to staram się zawsze stosować następującą kalkulację – cena podzielona przez okres używania. Najchętniej kupiłbym daną rzecz raz w życiu i eksploatował ją do końca życia. Wtedy koszt byłby prawie zerowy. Oczywiście nie jest to możliwe, ale jestem bardzo zadowolony, gdy dana rzecz służy mi bardzo długo. Kupowanie drogich rzeczy rzadko podnosi mnie na duchu (wyjątkowa, jakość za umiarkowaną lub niską cenę) i nie lubię szpanować. Rzeczy to są po prostu rzeczy, mają spełniać swoją rolę i jak najrzadziej się psuć. Gdzie jest możliwe, z reguły negocjuje jakąś obniżkę lub upust od ceny wyjściowej i myślę jak zoptymalizować ten zakup podatkowo. Tak jak już wcześniej powiedziałem, nie lubię supermarketów a także sieci fast food i innych tego typu miejsc. Nie rozumiem ludzi, dla których zakupy albo oglądanie witryn sklepowych to najlepszy sposób spędzania czasu. Nawet panie lekkich obyczajów przeniosły się do tych galerii handlowych i są zwane potocznie galeriankami. Chociaż ten powód przenosin jest zupełnie logiczny;-) Zatem ja wybieram do spędzania wolnego czasu miejsca raczej ustronne, bez tego wrzasku i pośpiechu oraz gdzie nie czułbym się jak składany samochód na linii montażowej w fabryce Forda.
Cóż, ktoś powie, że jestem konserwatystą i starej daty. Po części to prawda, ale nie stronię także od nowości. Gdy widzę, że dana nowinka technologiczna się sprawdza i jest bezpieczna a do tego pozwala mi zaoszczędzić pieniądze i drogocenny czas, to jestem za. W ten sposób byłem jednym z pierwszych klientów pierwszego internetowego banku i szybko przeszedłem na składanie zleceń giełdowych za pośrednictwem internetu. Od niedawna także poprzez firmę trochę handluje w sieci. Przed świętami wystawiłem na aukcji internetowej kilka rzeczy z branży motoryzacyjnej, sam nie bardzo wierząc, że sprzedadzą się w ten świąteczny czas. O dziwo, niektóre z nich sprzedały się w wigilię i pierwsze święto!!! To jednak pojąć nie umiem (Dla niektórych biznes trwa 365 dni w roku!), chociaż sama sprzedaż jak najbardziej ucieszyła mnie. Ten mój konserwatyzm i początkowa nieufność do nowości, pozwoliła jednak uniknąć w ostatnich latach bolesnych wpadek na rynku finansowym. Tak jak w supermarkecie nie lubię namolnych reklam, tak nie wierzę w rekomendację giełdowe i analizy finansowe przygotowane przez analityków. Za każdym razem sam przeprowadzam dla swoich potrzeb taką analizę fundamentalną, kierując się z każdym razem zdrowym sceptycyzmem. Tutaj przede wszystkim stawiam na takie inwestycje (nieruchomość, biznes, itp.), z których mógłbym teoretycznie czerpać profity do końca swego życia – przychód pasywny. Po drugie liczy się dla mnie jak najszybszy zwrot z inwestycji – wyjęcie tego, co włożyłem. Częsta sprzedaż z reguły generuje niepotrzebne koszty transakcyjne i podatki oraz ucina ewentualne strumienie dochodu. Dlatego ja wolę doić krowy i od czasu do czasu mieć małego cielaczka, niż je kierować na ubój. Wszystkie ostatnie bańki spekulacyjne (rynek nieruchomości, akcji i ropy naftowej) były spowodowane przez handlowców-spekulantów (traderów), którzy chcieli zarobić szybko na różnicy w cenie (ubój). Sytuacja ta przypomina mi szturmowanie supermarketów przez klientów przed wyprzedażami. Po fakcie okazuje się, że towaru zabrakło a niektórzy klienci zostali stratowani. Sam także czasami spekuluję, ale jest to gra podwyższonego ryzyka. Wolę jednak preferować stabilne inwestycje, które są dobrze zarządzane i generujące zyski nawet w czasach kryzysowych. Wtedy ta papierowa wycena jest bez znaczenia, ponieważ te biznesy nie są na sprzedaż!
Zdrowe fundamenty, przezorność i starzy dobrzy klienci to podstawa każdego przedsięwzięcia biznesowego. Dlatego bank w Pensylwanii udzielający kredytów hipotecznym (inwestycja!) na zakup ziemi Amiszom prosperuje w najlepsze. Do niego nie dotarł kryzys i nie zdarzyło mu się dotąd, żeby jakiś kredyt nie został spłacony!!! Badanie zdolności kredytowej polega na sprawdzeniu czyim synem jest dany delikwent i ustnym poręczeniu rodziny. Dla Amisza niespłacone długi to utrata honoru i wykluczenie ze społeczności. Dla przypomnienia Amisze, przybyli do Stanów ze Szwajcarii i żyją jakby zatrzymali się w XIX wieku, nie uznając zdobyczy technicznych (elektryczność, samochody, telewizja, internet). Nie płacą także składek na ubezpieczenie społeczne, nie uczęszczają do szkół publicznych, nie służą w wojsku i nie pobierają zasiłków. Płacą za to podatki stanowe. Są samowystarczalni i utrzymują się głównie z rolnictwa i turystyki. Tak na marginesie prawdopodobnie taki lekki konserwatyzm i zacofanie uchroniło polską bankowość od potężnych bankructw. Także finansiści z krajów arabskich mają mnóstwo wolnej gotówki, ponieważ islam zabrania im spekulowania na wyrafinowanych instrumentach. Widać, że konserwatyzm w finansach popłaca, ale bez głębokiej przesady. Skoro nawet Amisze robią wyjątki i dopuszczają do uprawy w swoich farmach genetycznie zmodyfikowaną żywność. Podobno biblia tego nie zabrania a wiadomo wydajność upraw jest większa a co za tym zyski. Ekonomia nie jest to przedmiot martwy dla tych przybyszy ze Szwajcarii, skoro ich populacja w ciągu 16 ostatnich lat się podwoiła. Na tym kończę ten wpis o moim odbiegającym od normy konserwatyzmie w zakupach, który otwarty jest jednak na nowości w tym rozpoczętym roku 2009.
Przeczytaj podobne artykuły:
Wydaje mi się, że właśnie szkoda, iż twoje podejście odbiega od normy. Sam je preferuję, chociaż zdarza mi się iść do sklepu bez listy i kupić coś, czego nie planowałem (zazwyczaj jedzenie, więc nic strasznego). Szkoda też, że młodym ludziom reklamy tak „ryją mozgi”, a banki i ich karty kredytowe i kredyty na dosłownie wszystko tylko ten proces rozkręcają…