lut 13 2009
Skarpeciarz
Niedawno na jednym z odwiedzanych blogów autor stwierdził z pewną nutą zażenowania, że z powodu anomalii rynkowych został przymusowo skarpeciarzem. Gdy sięgnę pamięcią wstecz przypominam sobie fakt, jak ojciec kupił swój pierwszy samochód (popularną syrenkę) zwany potocznie skarpetą. Sam pamiętam drwiny kolegów z podwórka na ten temat. Cóż określenie to ma pejoratywny wydźwięk i kojarzy się z dużym obciachem. Jednak dzisiaj osoby, które chowały do skarpety (oszczędzały w tradycyjny sposób w banku albo lokując pieniądze w obligacje i złoto) są dzisiaj górą. Nie jeden licencjonowany doradca inwestycyjny mógłby u nich pobierać lekcje. Przesadzam? Wręcz odwrotnie, jestem śmiertelnie poważny!!! Gdybym miał do wyboru umieszczenie na swojej wizytówce słów „skarpeciarz” albo „spekulant giełdowy”, wybrałbym bez wahania to pierwsze i to bez żadnego wstydu.
Ja jestem dzieckiem epoki książeczki oszczędnościowej (notabene czasami traciłem na tym sposobie oszczędzania, patrz mój blog z 29 maja 2007 r.) a nie dzieckiem karty kredytowej!!! Nie jestem fanem zaciągania długów (poza długami na dobre inwestycje) w przeciwieństwie do młodzieży, która już w szkołach przerabia przedmioty „życie na kredyt” i „zaciąganie dozgonnych długów”. Mam tutaj na myśli zadłużanie się chociażby na drogie i nie wiadomo czy przydatne studia lub na kupno wymarzonego domu. Te dwie filozofie życia obecnie się starły, lecz górą jest ostatnio stara szkoła. Niespłacone długi spowodowały ten kryzys i filozofia „kredytu dostępnego dla każdego” totalnie przegrała. W każdym razie ja wolę być wierzycielem niż dłużnikiem. Lepiej być też kredytodawcą niż kredytobiorcą. Wybór należy do każdego z nas……
Toteż ostatnio spokojnie siedzę na lokatach oprocentowanych na około 10%. Rentowność tych lokat zrównała się z rentownością z wynajmu nieruchomości. Bardzo dobrą alternatywą okazały się też lokaty walutowe. Mnie ten wynik osobiście bardzo zadawala i chętnie powtarzałbym ten wynik w każdym kryzysie. Ostatnimi czasy nawet Warren Buffet bawi się w pożyczki na 10% lub więcej procent. Oczywiście są drobne haczyki w tym lokowaniu pieniędzy. Należy uważać na takie czynniki jak:
- Inflacja,
- Waluta lokowania,
- Podatki,
- Ubezpieczenie zwrotu kapitału – gwarancje skarbu państwa.
Na ten moment najbardziej słabym ogniwem jest nasza waluta, czyli złotówka. Oby nie stała się walutą republiki bananowej, która nie chciała Euro! Niedawno nasza Rada Polityki Pieniężnej gwałtownie zjechała ze stopami w dół. Był to jednoznaczny sygnał do wyjazdu z Polski dla „smart money”, tam gdzie będą je lepiej traktować i płacić więcej odsetek. Teraz rząd ogłosił zamiar anulowania wszystkich nieszczęsnych umów opcyjnych a potem może wyzerować inne umowy, które nie są mu na rękę. Tym samym ingeruje w święte prawo własności i swobodę zawierania umów. Miejmy nadzieję, że to tylko blef, bo konsekwencje dla złotego mogą być opłakane.
Dla tych, co nadal nie ufają takiemu ciułaniu pieniędzy a lubują się w wyrafinowanych formach inwestowania przedstawię kilka innych przykładów popartych liczbami. Weźmy dla porównania najstarsze działające w Polsce fundusze obligacji i akcji z rodzin Pioniera, Skarbca, DWS i UniKorony. Celowo pomijam niedawno powstałe fundusze na początku ostatniej super-hossy, jako mało reprezentatywne i zbyt krótko działające. Gdy porównamy te najstarsze fundusze to okaże się, że wszystkie fundusze obligacji pobiły na głowę fundusze akcji. Najlepszy fundusz obligacji licząc od początku powstania do dnia dzisiejszego zarobił około 300 %, tj. 200 % więcej niż najlepszy fundusz akcji w tym samym czasie!!! Oczywiście może próba statystyczna około 9-13 lat jest jeszcze za mała, aby stwierdzić jakąś prawidłowość. Jednak patrząc na tą krótką historię GPW widać, że bierne i długoterminowe inwestowanie w akcje to czyste szaleństwo, natomiast spokojne i rozważne oszczędzanie przynosi efekty. Także dzisiejsi emeryci z nowego rozdania mieliby większe emerytury, gdyby ich pieniądze w OFE inwestowano tylko w lokaty i obligacje. Przyszła bessa i mają obecnie na koncie nie wiele więcej niż wpłacili, a może nawet w przyszłości będzie jeszcze mniej?! Prysła bajka, że pojadą na starość grzać kości na tropikalnych plażach! Oczywiście są czasy, gdy oszczędzanie mija się z celem. Przykładowo odsetki nie przekraczają inflacji albo są bardziej atrakcyjne rynki, na których panuje szaleńczy długoterminowy trend wzrostowy.
Z tego wysnuwa się jeden praktyczny wniosek, że strategia rozsądnego chowania do skarpety powinna być jednym z głównych filarów długoterminowego inwestowania.
Oczywiście mam tu na myśli nie tylko zakładanie lokat, ale także inwestycje w obligacje, bony skarbowe, certyfikaty depozytowe oraz szereg innych instrumentów o niskim ryzyku utraty kapitału. Kiedy inwestujemy jednak bardzo bezpiecznie, to większość ludzi ma na myśli lokaty albo obligacje. W normalnych czasach z reguły lokaty są niżej oprocentowane niż obligacje. Tym razem jest odwrotnie. Dlaczego?!! Powód jest prozaiczny to banki są obecnie bez kasy i zaczęły tracić płynność, więc muszą więcej płacić niż rząd. Sam byłem po części zaskoczony tym obrotem spraw i przerzuciłem się na lokaty a podatek Belki stał się moim wrogiem numer jeden. Jednak z reguły obligacje dają większy wachlarz możliwości zarobku. Wymienię kilka właściwości, które pozwalają zwiększyć potencjał zarobkowy:
- Obligacje z reguły dają zarabiać na kuponie (oprocentowaniu) i dyskoncie (obligacje zerokuponowe) oraz wzroście ich wartości (kursu giełdowego).
- Mogą być zarówno o stałym jak i zmiennym dochodzie (np. zależnym od inflacji – obligacje indeksowane).
- Mogą być zwolnione z podatku dochodowego lub posiadać inne ulgi podatkowe.
- Istnieją także obligacje zamienne na akcje lub hipoteczne emitowane pod zastaw hipoteczny. Te ostatnie po części przyczyniły się do obecnego kryzysu zaufania.
- Obligacje mogą być emitowane w różnych walutach, co pozwala zarobić na różnicach kursowych.
- W zależności od akceptowanego ryzyka ich rentowność może być bardzo wysoka. Obecnie obligacje korporacyjne w USA (tzw. junk bonds) mają rentowność, około 20%, ale ryzyko nie odzyskania pieniędzy jest bardzo duże.
- Są to bardziej płynne instrumenty niż lokaty. Gros tych instrumentów notowanych jest na giełdzie lub można w nie zainwestować za pomocą funduszy inwestycyjnych.
Jak zwykle szkopuł w tym, aby dobrać takie obligacje, które są najbardziej adekwatne do sytuacji na rynkach finansowych i panującej polityki stóp procentowych. Kiedy stopy zaczynają rosnąć to z reguły tracimy na wartości. Dokładniej mówiąc mniej zarobimy lub stracimy, gdy będziemy trzymać te papiery do dnia wykupu lub zdecydujemy się na sprzedaż. Gdy spadają to możemy zarobić na kapitale. Także inwestując poprzez pośrednika (fundusz inwestycyjny) może się okazać, że nasz 100% pewny fundusz poniesie straty. Ostatnio przekonali się klienci bezpiecznych funduszy, w których portfelach były rządowe papiery innych krajów. Klienci zostali narażeni na ryzyko walutowe, które z powodu kryzysu się zrealizowało. Dlatego nawet inwestując w bezpieczne papiery trzeba zawsze patrzeć na ręce zarządzającym, czytać dokładnie raporty kwartalne tych funduszy i przeglądać stan portfela inwestycyjnego. Nie ma czegoś takiego jak bierne inwestowanie!
Nawet super-bezpieczne oszczędzanie jest czasami groźne. Chyba jednak nie ma innego wyjścia, bo przyszła sroga zima. Czas zakładać grube skarpety i byle do lata!
Przeczytaj podobne artykuły:
Warto zwrócić uwagę przed decyzją o wyborze funduszy obligacyjnych na kursy wyceny w dłuższej, wieloletniej historii. Brak wahań w trendzie wzrostowym minimalizuje ryzyko przy pojawieniu się bessy. Na rynku jest kilka funduszy, które nie wzruszenie nawet w roku załamania w 2008 nie uległy odchyleniu.
Bartosz N. ostatnio napisał..Ulgi podatkowe a rozliczenie PIT za 2017 rok