cze 24 2015
Porażka jest OK
W naszym kraju porażka jest OK a sukces bardzo często bywa przemilczany lub umniejszany albo spotyka się wręcz z wrogą zawiścią. Prawo ściągania w dół jest mocne. Jeżeli wychyliłeś się za bardzo w górę, to należy Cię ściągnąć i uśrednić. Pojęcie „małej stabilizacji” lub „polityki ciepłej wody w kranie” wpisują się w ten nurt i są jak najbardziej na pożądane. Trzeba „znać swoje miejsce w szeregu”? Trzymać się kurczowo jednej pracy, mieszkać całe życie w jednym miejscu, być ugodowym i pokornym lub utrzymywać wysysający energię związek rodzinny?
Niestety ta mentalność jest kształtowana i wbijana do naszych głów przez rodzinę, sąsiadów, historię, religię jak i nasze państwo. W rodzinach rzadko gratuluję się sukcesu zawodowego lub finansowego. Sam spotkałem się z sytuacją, kiedy inwestując w pewne aktywa lub osiągając określone stanowisko, dezawuowano sens tego działania lub mówiono, że są ważniejsze sprawy! Kiedy zaś była mowa o „podobnych sytuacjach u innych ludzi”, to obgadując ich zazdroszczono im sukcesu. Niestety, Polacy z natury chętniej wytykają porażki, niż otwarcie i szczerze gratulują sukcesu. Ci którzy nie radzą sobie na własne życzenie, często są bardziej „akceptowalni” w najbliższym otoczeniu, niż Ci, którzy są niezależni i nie potrzebują pomocy. Chyba nie bez kozery mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu;-)
To samo w wielu przypadkach odnosi się także do sąsiadów. Ten kto budował dom, ten wie, jak „życzliwi sąsiedzi” mogą utrudnić tą budowę wraz z „życzliwymi urzędnikami”, którzy widzą tylko paragraf a nie człowieka. Niestety amerykańska postawa „keep up with the Joneses”, czyli równać do sąsiada, często u nas oznacza zrównać go z ziemią! Niestety nasze niechlujne prawo, wysokie podatki i machina urzędnicza są wodą na młyn w tym przypadku.
Do tego stanu rzeczy przyczynia się także w pewnym stopniu religia i historia. Polacy w swej najnowszej historii dopiero od niewielu lat są tak naprawdę wolni, przedtem zawsze pod kogoś podlegali lub nie mieli suwerennego państwa. Ktoś zawsze za nich decydował. Takie „niewidzialne niewolnictwo” wciąż tkwi często w nas. Dlatego często uciekamy jak niewolnik (emigrujemy?!), zamiast zmierzyć się z problemem i zmieniać na lepsze naszą rzeczywistość. Stąd może się bierze syndrom obchodzenia wszelakich przegranych bitew, powstań, rocznic, katastrof, zamachów, itp. Kiedy przejeżdżam koło polskich cmentarzy nocą, to mam wrażenie, że „Święto Zmarłych” trwa u nas cały rok. Nie chcę nikogo obrażać, bo każdy ma prawo do czci swoich przodków, ale we wszystkim musi być chyba zdrowy umiar?
Nasza rzymsko-katolicka interpretacja Biblii odnośnie sukcesu finansowego i zawodowego, też nie jest bez winy. Przecież sukces nie przystoi cierpiącemu katolikowi – jest to temat wstydliwy i ukrywany. Tak na marginesie słowo „bogaty” pochodzi od Boga, czyli temu któremu Bóg sprzyja.
Osobiście opowiadam się za celebracją życia niż śmierci. Wolę gratulować sukcesów niż rozpamiętywać klęski. Każdy potrzebuje głaskania jak kot. To nas wzmacnia, dodaje sił i napędza do pozytywnego działania. Nawet udawane wsparcie (jak u Amerykanów) jest lepsze, niż wyczuwalna wrogość lub zawiść. Wtedy warto także robić coś dla innych, by żyło nam się lepiej.
Przeczytaj podobne artykuły:
Najgorsze jest to, że podświadomie przejmujemy takie podejście do świata. I praca nad tym, żeby je zmienić wymaga wiele wysiłku. Jednocześnie jest możliwa. I według mnie warto się poświęcić, bo daje pozytywne zmiany

Osobiście chciałbym żyć w otoczeniu, w którym nie muszę się bać ,że jak powiem komuś o swoim marzeniu, to zostanę wyśmiany, inni zaczną „prychać”, albo otwarcie podkopywać wiarę w siebie. Jednak z drugiej strony dzięki takim osobom staję się silniejszy
Hubert Oleszczuk ostatnio napisał..Czego można nauczyć się ze zwykłego wyjazdu na lodowisko?
Witam,
Zgadzam się z Tobą i niestety jest to przykre, że nawet u własnych rodaków łatwiej o wytykanie niż pochwałe czy pomoc.
Kiedyś gdy miałem trochę kredytów to odnosiłem wrazenie że się znajomi ze mnie śmieją że mam problemy finansowe. Nikogo nie było kto by pomógł. na szczęście nie miałem tego drastycznie dużo ale swoją zawzietością i uporem prawie wyszedłem na prostą. Wdrożyłem w życie kilka zasad które zaczęły przynosić rezultaty. Jeśli chcesz polecam ci mój blog gdzie możesz przeczytać i skomentować moje zasady odnośnie wychodzenia z długów.
Pozdrawiam
Rafał
Ja tam myślę że porażka nie jest dobra ale może czegoś nauczyć.
WOW, WOW, WOW!!! To jest naprawdę swietne
Nie, nie przesadzam, dużo czytam, szczegolnie wpisow blogerow w internecie i smialo moge Ci powiedziec, ze nigdy wczesniej nie spotkalem się z blogerem, który mialby rownie wielki talent do pisania, jaki to talent niezaprzeczalnie posiadasz Ty
No, no, jestem pelen podziwu, serdecznie pozdrawiam
Ja uważam, że porażka nigdy nie jest i nigdy nie będzie czymś dobrym, no umówmy się, kto chciałby by go spotkała porażka i będzie się z niej cieszył? No nikt. Ale jak już nas ona spotka, to przynajmniej wyciągnijmy z niej coś pozytywnego, cokolwiek, chociaż wiem że to trudne, ale chociażby wyciągnijmy z niej jakieś spostrzeżenia dla siebie.
Czym tu się dziwić, skoro cała elita w Polsce została albo wybita w czasie II Wojny Światowej albo w okresie PRLu…
od wielu lat tak jest, a tym bardziej to tkwi w młodych ludziach… oni zaraz po studiach nie mają startu, są przez większe ryby dołowani i nie mają jak się wybić w naszym kraju w większości. to porażka no ale chyba sami niczego nie zmienimy…
Niestety nasi rodacy są tak nastawieni, że cieszą się gdy komuś się nie powiedzie, czy podwija mu się noga. No bo przecież ktoś kto ma gorzej niż my to dla nas wywyższenie dobrej sytuacji nas samych.
Dlatego ja się nie sugeruję opiniami zawistnych ludzi, szkoda nerwów, a z każdych porażek człowiek się podnosi silniejszy.
Czasem trzeba zaliczyć wpadkę, aby później odbić się od dna ze wzmocnionym skutkiem
Czasami jednak brakuje sił, pozdrawiam.
mnie też motywują sukcesy, dają siłę do dalszego działania, pochwały też lepiej zbierać, niż pretensje, ze cos sie zle zrobiło.
skorzystaj z dieta on-line: dietetyk Lublin
Jak dla mnie porażka jest źródłem motywacji
Chyba część komentujących czytała tylko tytuł bo to do niego się odnoszą a treść wpisu jest przecież kontestacyjna.
U mnie w domu w dzieciństwie o innych się nie rozmawiało jak się komu wiedzie, kto się wzbogacił a kto zbiedniał, ani zazdrości ani wyśmiewania nie było. Teraz widzę jak to wpływa na moją mentalność, tzn. cieszę się jak ktoś coś osiąga, pytam jak to zrobił.
Przeprowadzono badanie w którym część osób zapytano czy wola zarabiać 10 tys gdy sąsiedzi zarabiają 15 tys, czy moze wolą zarabiać 6 tys gdy sąsiedzi zarabiają 4 tys. O dziwo wielu wolała zarabiać mniej nominalnie, byle tylko mieć więcej niż sąsiedzi. Możliwe że takich osób jest wokół wiele i dlatego ciężko jest cieszyć się sukcesem nie wywołując fali tzw. hejtu.