lip 19 2013
Finansowe zabezpieczenie przyszłości dziecka
Napisał do mnie czytelnik, który postanowił zbierać pieniądze na dzieci i przyszłą emeryturę i zapytał mnie co bym zrobił na jego miejscu? Oczywiście nie jestem doradcą inwestycyjnym i czytelnik musi podjąć decyzje samodzielnie, ale postanowiłem odnieść się do tematu. Ponieważ są to dwa pytania, dzisiaj jednak odniosę się do jednego z nich – zbierania pieniędzy na lepszy start dla swoich dzieci. W przypadku wątku emerytalnego i form inwestowania, przedstawię swoje stanowisko w następnym wpisie.
Poniżej przedstawiam całą treść pytania:
Czytam Pana blog od jakiegoś czasu. Na razie jestem „inwestorem” biernym, tzn. lokuję wszystko w lokaty, a raczej mam trochę gotówki tam ulokowanej, aczkolwiek te już są na przededniu zapadalności, a nic ciekawego nie ma na rynku i chciałbym w końcu zacząć inwestować. Jak na razie poziom zarobków i pobliskie plany uniemożliwiają mi inwestowanie dużej gotówki ale w długim horyzoncie mam dwa cele: emerytura i uzbieranie jakiegoś grosza dla przyszłych dzieci, które w okresie studiów mogły by to jakoś zainwestować, czy po studiach miały by jakiś wkład własny na hipotekę.
Reasumując, dwa horyzonty czasowe i odrębne comiesięczne wpływy:
- emerytura: 30 lat, 500 zł miesięcznie (coroczna indeksacja – minimalnie o wskaźnik inflacji), kapitał początkowy 10 tysięcy zł;
- dzieciaki: 20 lat, 100 zł miesięcznie (coroczna indeksacja – minimalnie o wskaźnik inflacji), kapitał początkowy 1 tysiąc zł.
Do tej pory kapitał początkowy zbierany był przez comiesięczne odkładanie i inwestycje w lokaty większej gotówki (z przeznaczeniem na krótkoterminowy cel: 3 letni), po to by odsetkami na cel krótkoterminowy nadrobić nieco późny start odkładania na emeryturę. Założenie: emerytura przy 60-ce.
Chciałbym zapytać co Pan zrobił by na moim miejscu z powyższymi założeniami. Oczywiście będę się starał podnosić powyższe kwoty, inwestować w umiejętności i własne biznesy. Zakładając powyższe wartości co Pan zrobiłby na moim miejscu?
Każdy rodzic kochający swoje dziecko chce dla niego jak najlepiej. Pomoc finansowa swojemu dziecku jest chwalebna, ale czasami może odnieść skutek wręcz odwrotny. Mam tu na myśli, podejmowanie prawie wszystkich decyzji finansowych i życiowych za swoje dziecko. Wyjątkiem od tej reguły są oczywiście dzieci niepełnosprawne i upośledzone życiowo. W ten sposób dziecko nigdy nie nauczy się samodzielności i zaradności życiowej. We Włoszech mamy syndrom „mammoni” a i w Polsce to zjawisko narasta. Osobiście nie wyobrażam sobie, abym musiał utrzymywać swoje zdrowe i dorosłe dzieci do końca moich dni! Z tego wynika, że nasza pomoc powinna być dobrze przemyślana i inteligentna. Proste uzbieranie małego kapitału na start i podarowanie w przyszłości dziecku bez żadnej wiedzy finansowej może być tak naprawdę żadną pomocą. Pieniądze prawdopodobnie szybko się rozpłyną i jeszcze mogą powstać długi. Tylko w odwrotnym przypadku, taki kapitał-posag może być trampoliną do lepszej przyszłości dziecka.
Moim zdaniem warunkiem koniecznym zabezpieczenia finansowej przyszłości dziecka jest edukacja finansowa od najmłodszych lat. Im wcześniej nasze dziecko przećwiczy na własnej skórze lub będzie obserwowało różne sytuacje finansowe na przykładzie rodziców i rówieśników tym lepiej. Typowe przegranie małego kapitaliku przy asyście rodziców na giełdzie, może być bezcenną lekcją na przyszłość dla tego dziecka. Kiedy już mamy dorosłe dzieci, możemy częściowo pomagać im swoim doświadczeniem i kapitałem w przedsięwzięciach finansowych i zawodowych, ale nie wyręczać ich z myślenia i odpowiedzialności za swoje decyzje! To one powinny świętować swój sukces lub poczuć smak porażki. Ćwiczenie czyni mistrza.
Inną kwestią jest zabezpieczenie przyszłości małych dzieci na wypadek śmierci, wypadku lub inwalidztwa rodziców albo opiekunów. W tym przypadku należałoby sobie zadać pytanie, ile w tej sytuacji potrzebujemy pieniędzy w celu przynajmniej zaspokojenia minimalnego poziomu życia dziecka do czasu, aż będzie mogło same się utrzymać? Kiedy już wyliczymy tą kwotę to należałoby ją porównać z posiadanym majątkiem netto (majątek minus zobowiązania). Do tego majątku raczej nie wliczmy lokum, w którym mieszkamy. Gdy majątek netto przekracza kwotę potrzebną do utrzymania dziecka to pozostaje nam mądre spisanie testamentu i ewentualne wyznaczenie opiekuna-kuratora dzieci i wykluczenie osób niepożądanych na opiekunów naszych dzieci. Nasz czytelnik posiada lokaty, warto również rozważyć bankową instytucję zapisu na wypadek śmierci. W sytuacji odwrotnej oprócz spisania testamentu należałoby wykupić polisę terminową na tą brakującą kwotę do czasu osiągnięcia samodzielności przez dziecko zabezpieczającą przed ryzykami śmierci rodziców-opiekunów, nieszczęśliwego wypadku, przewlekłej choroby, itp.
Przeczytaj podobne artykuły:
Lokalu w który mieszkamy nie wliczamy do majątku netto. Moim zdaniem wszystko zależy od tego jaki to lokal. Jeśli jest to dwupokojowe mieszkanie na przedmieściach to faktycznie. Jeśli jednak jest to np 5-cio pokojowe mieszkanie w centrum albo dom w dobrej dzielnicy to w przypadku sytuacji losowej jaką jest śmierć/trwała niezdolność do pracy jakąś część wartości tego lokum bym wliczył do majątku netto.
Już tłumaczę dlaczego: w trudnej sytuacji zmniejszenie obciążenia (czynsz i koszty utrzymania 5-ciu pokoi w centrum lub domu jest wyższy niż utrzymanie 2-3 pokoi na przedmieściach) będzie plusem, a zazwyczaj sprzedaż większego mieszkania w centrum da nam kapitał na zakup mniejszego na przedmieściach + pozostawi trochę gotówki powiększającej kapitał netto.
Oczywiście wszystko zależy od tego ile mamy dzieci, czy mieszka z nami teściowa etc. W końcu jak mamy 5 pokoi i 4 z nich są zajęte (rodzice, dwójka młodszych dzieci, jedno starsze, teściowa) to wyprowadzka do 2 pokoi nie ma sensu. Ale jeśli rodzice zostali sami na 5 pokojach a jest jedno dziecko lub dwójka studiująca to taka zamiana 5 pokoi na 3 ma sens.
więc jak zawsze wszystko zależy od konkretnej sytuacji
Oczywiście, pod pewnymi warunkami w zależności od okoliczności zainteresowanego można wliczyć do majątku netto część lokalu, w którym mieszkamy. Jednak o wiele bezpieczniej, jest tego nie wliczać, a przecież chodzi nam o bezpieczeństwo swoich najbliższych! Z drugiej strony jesteśmy pod presją czasową, gdy taka nieprzyjemna sytuacja nam się zdarzy. Szybko sprzedać swoje lokum, zamienić lub kupić mniejsze może być równoznaczne z dosyć dużym upustem cenowym, gdy rynek w danym momencie okaże się bardzo trudny. Wtedy cała kalkulacja finansowa może wyglądać już nie tak dobrze! Opcja sprzedaży i wynajmu, też moim zdaniem nie jest korzystna, bo przejadamy ten kapitał. Do tego mogą oczywiście dochodzić skomplikowane stosunki rodzinne lub zawodowe. Dlatego chociażby z tych powodów jestem przeciwny wliczaniu tego lokum do majątku netto i kreowaniu następnych ryzyk.
W chwili pojawienia się dziecka należy myśleć o zabezpieczeniu jego przyszłości i chociaż to zazwyczaj jest dla nas za wcześnie, to musimy zabezpieczyć dziecko w przypadku naszej śmierci..