mar 04 2010
Finansowa droga na skróty – odcinek 2
Zgodnie z sugestią czytelnika Michała postanowiłem dalej drążyć ciekawy temat finansowej drogi na skróty. W ostatnim wpisie stwierdziłem, że kręta droga wydaje się być najbardziej naturalną drogą do uzyskania wymarzonej wolności finansowej. Zapomniałem jednak dodać, że na tej drodze jest bardzo dużo raf i trzeba mieć ciągle oczy szeroko otwarte. Droga ta wymaga od nas niekończącego się główkowania i bicia się z własnymi myślami. Potem w fazie wprowadzania pomysłów w życie należy być przygotowanym na ewentualne pasmo emocjonalnych porażek i klęsk oraz trzeba się uzbroić w anielską cierpliwość albo wytrwałość. Otoczenie także czasami nie będzie nam sprzyjać i z przyjemnością będzie sypało piach w tryby naszego przedsięwzięcia. Gdy już z tym w końcu uporamy się, to najprawdopodobniej doczekamy się upragnionego sukcesu. Jednak życie idzie do przodu i niedługo potem, okazuje się, że wczorajszy sukces może być jutrzejszą klęską. Tak samo dzisiejsza prosta droga może okazać się krętą i odwrotnie. Jednego możemy być pewni, że sytuacja będzie zmieniała się jak w kalejdoskopie a wygrają ci, którzy będą przygotowani na następną falę uderzeniową.
Na potwierdzenie tego podam dwa własne kręte przykłady:
Przykład 1
Wydaje się że najprostszą i najbezpieczniejszą drogą jest ulokowanie własnych oszczędności w banku. Na pewno nie zarobimy dużo, ale też nie powinniśmy dużo stracić. Niestety to rozumowanie zawiodło mnie do piekła. Tą sytuację szczegółowo opisałem we wpisie z 29 maja 2007 r. „Ten dowcip jest dobry jak lokata”.
Co było tym piekłem?
Oczywiście, hiperinflacja, która zżarła moje oszczędności i ostatecznie stać mnie było tylko na zakup spodni!!!
Czy mamy dzisiaj jakieś inne niebezpieczeństwa?
Doszły nowe w postaci zagrożenia wypłacalności poszczególnych krajów, a co za tym idzie obniżenia ratingu finansowego banków w tych krajach. Ostatnio napięta sytuacja budżetowa w Grecji zmusiła mnie do wycofania oszczędności z kontrolowanego przez kapitał grecki EFG Polbanku. Szkoda, oprocentowanie kont było niezłe. Widać, na tym przykładzie, że wybór lokaty to nie taka prosta sprawa i można czasami umoczyć własne oszczędności.
Przykład 2
Inną moją dotkliwą porażką był nieudany zakup mojej pierwszej nieruchomości od dewelopera. Szczegółowo opisałem tą sytuację we wpisie z 29 stycznia 2007 r. „Inwestowanie w rynek mieszkaniowy – Deja Vu”. Z tej przygody wyszedłem z nauką, że zakup dziury w ziemi może oznaczać bardzo dużą dziurę w kieszeni. Wtedy stwierdziłem, że lekiem na tą sytuację byłby kaganiec dla dewelopera w postaci rachunku powierniczego. Idea tego rachunku zakłada, że bank uzależnia wypłaty zaliczek klientów od postępu robót budowlanych prowadzonych przez dewelopera. Dodatkowo taki „Bob Budowniczy” powinien być prześwietlony przez bank, który powinien gwarantować tą inwestycję. Tak na zdrowy rozum, to powinno załatwić całą sprawę a ja uratowałbym swoje pieniądze!
Ależ byłem naiwny, człowiek całe życie się uczy! Oto dowiaduje się, że w Polsce ten system nie działa i są już pierwsi pokrzywdzeni!!!
Zgodnie bowiem z art. 59 prawa bankowego ta umowa dotyczy tylko banku i dewelopera. Właścicielem takiego rachunku jest deweloper a bank jest zobowiązany realizować jego dyspozycję. W każdej chwili zapisy takiej umowy mogą być zmienione a klientowi dewelopera nic do tego! W ten sposób pieniądze biednego Kowalskiego kontrolowane są całkowicie przez dewelopera a bank nie ponosi żadnej odpowiedzialności przed klientem, bo on nie jest stroną tej umowy! Wynikiem tego polskiego wynalazku jest, że klient może w każdej chwili zostać z dziurą w ziemi i w kieszeni. Wydaje się, ze najlepsze panaceum na ten szwindel, to zakup gotowych mieszkań z przeniesionym prawem własności. Dopiero potem pieniądze z depozytu trafiają na konto dewelopera, tak jak to jest w Danii i Szwecji.
Na tym kończę dziś drążenie tych pouczających przykładów i na pewno nie długo wrócę z następnymi.
Przeczytaj podobne artykuły:
Niestety albo stety człowiek uczy się cały czas głównie na własnych błędach. Przykład Twojej przygody z deweloperem dobitnie pokazuje że to co działa w wypadku innych krajów, wcale nie musi zadziałać u nas – więc z dystansem musimy podchodzić do zachodniej literatury, czy do aplikowania w Polsce wniosków powstałych z analizy innych rynków.