lis 01 2009
Cywilizacja kup i wyrzuć
Może powinienem się zacząć przyzwyczajać do tej bezmyślnej, jednorazowej i tandetnej konsumpcji, ale widocznie jestem ulepiony z innej gliny. Po raz pierwszy zetknąłem się z tym zjawiskiem w USA i nie bardzo wtedy rozumiałem, że zepsute dobra trwałego użytku nie opłaca się reperować albo nie można już ich naprawić. Dzisiaj już wiem, że producenci takich dóbr celowo obniżają jakość (z reguły w najsłabszym ogniwie danego towaru), by rzeczy co najwyżej wytrzymały do upływu terminu gwarancji. Tym sposobem producenci generują wyższe obroty i ku uciesze rządu dają nowe miejsca pracy. Dla mnie niestety jest to zwykłe okradanie konsumentów oraz marnowanie zasobów ludzkich i czasu.
Z drugiej strony nie jestem radykalnym zwolennikiem produkowania rzeczy niezniszczalnych, bo to może być czasami bardzo drogie i nieopłacalne. Czasami nawet, gdy taka produkcja się opłaca, to rynek w końcu się nasyci a firma nie będzie miała klientów na niezniszczalne produkty. Przekonał się o tym jeden z amerykańskich producentów gumowych butów. Prawda jak zwykle leży gdzieś po środku. W każdym razie ja wolę kupować „jakość” w porównaniu do tej „masowej tandety”, którą wstawiają na półki sklepów pazerni producenci. Mnie się to po prostu opłaca.
Dlatego w tym momencie powtórzę powiedzenie mojej znajomej: „Uważaj, co podpisujesz!”, albo raczej należałoby je zmienić na: „Uważaj, co kupujesz!”. Dla zobrazowania tego problemu podam poniżej kilka przykładów takich sprzedawanych sprzętów.
- Suszarki, które szybko się przegrzewają.
- Czajniki elektryczne, które łatwo się rozszczelniają.
- Telefony z rozsuwaną klapką, która powoduje szybkie zużycie się ruchomych części.
- Laptopy z nienaprawialną płytą główną i szybko przegrzewające się.
- Pralki z awaryjnymi programatorami i lodówki ze słabymi uszczelkami.
Kończąc tą przykładową wyliczankę jedno- lub dwurocznych rzeczy, ja wolę jednak nadal obstawać przy swoich poglądach z mojego ostatniego artykułu zatytułowanego „Supermarket fobia”, gdzie stwierdziłem:
Jeśli chodzi o kupno rzeczy (ubrania, samochód, telefon, sprzęt RTV i AGD), to staram się zawsze stosować następującą kalkulację – cena podzielona przez okres używania. Najchętniej kupiłbym daną rzecz raz w życiu i eksploatował ją do końca życia. Wtedy koszt byłby prawie zerowy. Oczywiście nie jest to możliwe, ale jestem bardzo zadowolony, gdy dana rzecz służy mi bardzo długo.
Jedna z czytelniczek wtedy stwierdziła, że nie chciałaby mieć takiego męża. Całe szczęście, że istnieją kobiety, dla których zakupy to najnudniejsza rzecz pod słońcem
Przeczytaj podobne artykuły:
Studiuję kierunek techniczny i wiele razy już słyszałem od prowadzących że obecnie robi się rzeczy tak aby jedynie wytrzymały okres gwarancji – chodzi tu głównie o dobór materiałów. Takie działanie promuje rynek, czyli my – konsumenci.
Niedawno kupowałem buty do chodzenia do pracy. Zakupy zajęły mi jakąś godzinę a odwiedziłem 5 sklepów. Znalazłem wygodne, czarne skórzane obuwie (dla mnie idealne).
Cenę (promocyjne 99 zł) podzieliłem przez okres rękojmi (2 lata) i uznałem, że jest satysfakcjonująca. Nie liczę, że przetrwają dłużej niż okres gwarancji, bo buty z CCC/Deichmana/Ambry rzadko tego dokonują.
Jako dziecko zakupy np. butów były to dla mnie wydarzeniem emocjonalnym (wow, nowe buty), teraz to już tylko konieczność. Firmy chcą jednak w dorosłych wzbudzać (dziecięce?) emocje, by popchnąć ich do kupowania nowych rzeczy.
Fakt, coraz więcej zwłaszcza urządzeń AGD i RTV ma tę brzydką cechę, że psuje się dokładnie kilka dni po upływie okresu gwarancji. Uszkodzone elementy często są niewymienialne lub wymiana jest bezcelowa (zezłomowałem 5 letniego Whirlpoola teściowej – łożysko osadzone na stałe w plastikowym korpusie bębna). Więcej zarobiłem sprzedając sprawne elementy na Allegro (silnik, programator, pompa, elektrozawór) plus parę groszy za złom, dołożyłem niewiele i wystarczyło na zakup nowej. Kwestia kalkulacji i umiejętności manualnych.
Kupując sprzęty od żelazek i czajników przez odkurzacze po pralki patrzę na relację ceny do okresu gwarancji (nie oczekiwanego okresu eksloatacji). Szukam promocji, np kupiłem nową pralkę BEKO gdy moja CANDY zatarła łożysko po 20 latach (części jak wyżej poszły na Allegro, reszta na złom 50 gr/kg). Wystarczyło posłać do producenta list z nr seryjnym i kopią faktury a przysłali gwarancję wydłużoną na 5 lat zamiast 2 jak normalnie. Tanie czajniki czy żelazka kupuję w najbliższym markecie i jak tylko padają idę po nowe na wymianę – nigdy nie było problemu. Tak samo żarówki kompaktowe – trzymam pudełka i kwitki – zawsze mi wymienili na nowe. I na koniec mój stary samochód – mógłbym znaleźć na niego nabywcę za 1 tys zł (taka cena giełdowa) ale to zajęłoby kupę czasu. Wziąłem dwa dni urlopu, rozebrałem do zera. Elementy poszły na allegro w parę dni (butla gazowa, lampy, lusterka, trochę plastików to co się łatwo uszkadza razem 300 zł), katalizator do skupu za 200 zł, silnik, skrzynia, drzwi, klapy plus akumulator i chłodnica na złom – wyszło 500 zł). Budę z nr seryjnym VIN zabrała lawetą za darmo Stacja Demontażu Pojazdów i wydała zaświadczenie do urzędu, gdzie pojazd legalnie wyrejestrowałem. Na wszystko jest sposób. Jedyne co dostrzegam do coraz powszechniejszy w narodzie brak podstawowych umiejętności manualnych (tzw. „złotych rączek”). Naprawiam sobie i elektronikę, i przepalone kable, wymieniam elementy (wirniki, łożyska) gdzie tylko mogę i powiem – sprawia mi to satysfakcję, choć stać mnie na zakup nowych rzeczy bez specjalnego uszczerbku funduszy. Czyli na typowego Amerykanina rozpasanego konsumpcję także się nie nadaję. Pozdrawiam czytelników.
@gosc codzienny
szczerze podziwiam takich jak Ty, ja niestety juz jestem noga z robotek (choc odnioslem kilka spektakularnych sukcesow, np. udalo mi sie wymienic zarowke w obecnym samochodzie, a to nie taka latwa sprawa, wiekszosc ludzi musi z tym jezdzic do ASO
). Moj ojciec tez jest taka zlota raczka, za komuny nauczyl sie wszystko naprawiac, zbudowal praktycznie sam domek.
jestes chyba czlowiekiem z poprzedniej epoki
Jakbys kiedys zechcial pisac bloga, bede stalym czytelnikiem. Przychylam sie do glownej tezy tego wpisu, choc sa sposoby na zwiekszenie zywotnosci przedmiotow. Przede wszystkim nie eksploatowac na ekstremalnych wartosciach. Druga sprawa to nauczyc sie pracy z danym urzadzeniem (samochod, komputer). Wielu ludzi zwyczajnie dewastuje swoje samochody.
A trzecia to kupowanie uzywanych rzeczy wysokiej jakosci. Ja sie zaopatruje w sprzet poleasingowy sprowadzany z zachodnich firm – sprzet w cenie marketowego szmelcu, a jakosciowo bije kilka razy drozsze nowe zestawy. Do teraz uzywam np. laptopa IBM z 99 roku, na ktorym dziala sobie Linux i mozna ogladac na projektorze filmy, pokazywac prezentacje i robic wszystko, co potrzebne do pracy poza testowaniem gier
Całkowicie się zgadzam z autorem. Im dłużej służy tym lepiej
Zgadzam się i popieram. Chyba tez jestem starej daty, bo po prostu nie mogę zrozumieć, czemu nastały tak dziwaczne czasy tandety, którą ubiera się w otoczkę marki.
Beautifully written my dear! Kudos to you!