maj 01 2010
Apokalipsa a kasyno szulerów
Niektórzy przewidują, że następna mała apokalipsa lub krach gospodarczy czeka nas w wirtualnym świecie. Jedna z teorii mówi o super błyskawicznym cyberataku na system finansowy oraz energetyczny świata, który spowoduje zniknięcie wszystkich zapisów elektronicznych potwierdzających nasz stan posiadania i zadłużenia. Biada tym co nie będą mieli żadnych dowodów na potwierdzenie swoich roszczeń. Z kolei zadłużeni po uszy będą się na pewno cieszyć z tego chaosu:-) Tymczasowo wróci do łask gotówka i wymiana barterowa (towar za towar).
Scenariusz wydaje się mało prawdopodobny, ale pewne takie kryzysy już zdarzają się lokalnie na małą skalę. Wystarczą błędy systemu informatycznego w banku, które spowodują błędne rozliczenia przy transakcjach kartami albo zablokowanie wypłat z bankomatów i zaczyna się poważny problem oraz awantura medialna. Skutki długookresowego braku energii elektrycznej odczuli w tym roku mieszkańcy południowej Polski i trzeba być przygotowanym w przyszłości na następne takie niespodzianki.
Do tego technicznego problemu dołącza się galimatias złożonych produktów finansowych. Są one sprzedawane końcowym nabywcom, którzy często naprawdę nie wiedzą co kupują i z jakim to się wiąże z ryzykiem. Produkty te wyglądają niczym malutki prezent owinięty kilkoma warstwami papieru. W złym scenariuszu mogą one działać jak broń masowego rażenia, z powodu stosowania dużych dźwigni finansowych i wzajemnych powiązań między różnymi stronami. Ostatni kryzys subprime oraz dzisiejszy kryzys w Grecji pokazuje, że wszystko dzieje się jak w przysłowiowym czeskim filmie. Po prostu, nikt nic nie wie!!!
Nie jestem przeciwnikiem elektronicznej gospodarki, ani nie agituje za powrotem do tradycyjnej gospodarki. Jednak takie cechy elektronicznych transakcji jak szybkość, dźwignia, bezimienność i oderwanie od realności muszą mieć jakieś ramy, aby nad nimi zapanować i ryzykiem z tym związanym.
Przykładem takiej sytuacji może być zachęcanie lub zmuszenie (poprzez OFE) do spekulacji na giełdzie zwykłych zjadaczy chleba. Na dniach zakończona oferta PZU dobitnie to pokazuje. Większość tak naprawdę nie rozumie do końca tego biznesu i nie potrafi czytać liczb, a kupuje tylko z powodu dobrego marketingu i obiecanek rządowych. To samo działo się na rynkach nieruchomości, gdzie kupowano wszystko na pniu nie zważając na lokalizacje i stan techniczny tych budynków. Niestety obiecane procenty przyszłego zysku przesłaniają zdrowy rozsądek i często kończy się to głośnym lamentem w przyszłości. W każdym razie różnej maści kasyna (rynki finansowe) wciąż wabią klientów i koło fortuny się kręci. Wiadomo albo i nie wiadomo w tej grze bankier lub rząd zawsze wygrywa.
Oczywiście nie namawiam do zupełnej rezygnacji od spekulacji, ale namawiam do dogłębnego poznania danego produktu finansowego oraz sprzedawcy tego produktu. Należy także mieć mocne papierowe dowody przeprowadzenia tej transakcji. Tak na marginesie namawiam do regularnego przeglądania swoich transakcji finansowych i sprawdzania tychże dowodów papierowych. Moje konserwatywne podejście każe mi zawsze ufać gotówce w ręku, posiadanym namacalnie nieruchomościom i kontrolowanym przez siebie biznesom. Niestety, cyfry na ekranie wydają mi się jakieś takie efemeryczne. I to by było na tyle mego czarnowidztwa.
Przeczytaj podobne artykuły:
Wydaje mi się, że „wirtualizacja finansów” jest częścią „wirtualizacji życia” (życie prywatne -> serwisy randkowe, więzi społeczne -> facebook/nasza-klasa, handel->allegro itd…). Myślę, że to jest taki trend, od którego nie bardzo jest gdzie uciec. A alternatywa wobec wirtualnego konta w postaci skarpety wypchanej gotówką mnie nie przekonuje (chociażby ze względu na inflację)…
Zgadzam się, że nie można całkowicie uciec od wirtualizacji finansów, ale nie można także potępiać starych rozwiązań, które też w pewnych sytuacjach sprawdzają się. Każde nowe rozwiązanie daje mnóstwo nowych korzyści, jak i niesie ze sobą zagrożenia. Te zagrożenia powoli przebijają się na światło dzienne i trzeba szukać rozwiązań, aby zniwelować ich złe skutki.
YpsilonFund: yyy… a może nie bilety NBP w skarpecie, tylko złote monety w słoiku?